Kiedyś dawno temu, jakby jakieś lata świetlne w przeszłej teraźniejszości rzeczywistość wydawał się taka zwyczajna. Czas płynął beznamiętnie, doświadczenia wszelakiej maści zapełniały nieświadomie czyste kartki życia. Rozszyfrowane ukryte znaczenia w wierszach, książkach, poranna kawa z tytoniowym dymem. Niekończące się rozmowy o wszystkim i niczym z osobami których dzisiaj brak, śmiech radość i smutek. Te miliony głupot, które każdego z nas ukształtowały… i te, które zmieniać miały cały świat… Tak zastanawiam się, nad tymi minionymi chwilami i wspomnieniami  i teraz już wiem, że tęsknie za nimi.

Co dzień gdy poranna kawa stopniowo oczy otwierała a nikotynowy głód wypalając kolejnego papierosa zaspokajałem, dzięki niewidzialnej mocy i genetycznego skażenia stanami depresyjnymi codzienność jakoś niestrudzeni pchała mnie do przodu. To chyba jakaś ciekawość zdarzeń przyszłych napędzała mnie do działania. Jak tak zastanawiam się z perspektywy wielu lat to jednak zawsze czekałem na bliżej nieokreślone coś. Owo coś miało się zdarzyć za chwilę albo być celem do zrealizowania: czy to jakieś wydarzenie, czasem zwykłe materialne spełnienie marzenia a czasem zwyczajnie niezwyczajne czekanie na niewiadomo co. Ciągła pogoń za czymś co w chwili spełnienia stawało się jedynie następnym etapem w drodze do celu. Utopijna a zarazem dyskusyjna była ta droga niestety dopiero wiem to teraz. Tak było zazwyczaj, chociaż i były chwile, które marginalnie wpisane były w codzienność które właśnie zapisały się w mojej pamięci w sposób szczególny. Kiedy teraźniejszość była najważniejsza, kiedy nie popadałem w jakiś pęd za czymś. To jakby wtedy czas zatrzymał się – a to zwyczajnie te krótkie chwile w których cieszyłem się tym co jest obecnie doceniając to co mam i kim jestem. Dla porządku dodam, że to nie oznacza czasu, w którym realizowałem jakieś szczytne cele, sukcesów czy czegoś podobnego. Wielokrotnie radość i spełnienie powodowały proste i banalne sytuacje i chwile. Właśnie wtedy zdawałem sobie sprawę z tego co najważniejsze odrzucając wszystko co dookoła – blichtr życia i pogoń za niczym ważnym.
Gdzieś pomiędzy 6 a 7 rano kiedy na dworze chłód, smutni ludzie dookoła, jadąc w rozklekotanym tramwaju lini ZERO w szaroburej stolicy wielkopolski, obładowany akcesoriami, które mają pomóc zadbać o moją przyszłość jadę. Trzymam w rękach książkę niskich lotów…. jadę i uśmiecham się sam do siebie. Mimo zaparowanych brudnych szyb, tłoku, harmidru codzienność i później dnia, który podobny do innych nadal uśmiecham się do siebie. Czuję zapach takich dni jakby to było właśnie teraz i uśmiecham się nadal.
Wiele razy wracając do domu przez (jak to wiem teraz) niezbyt bezpieczny ciemny las, słuchając ulubionej muzyki jakoś tak nadal uśmiecham się do siebie z każdym krokiem pisząc nową historię siebie.

Czy ty też czujesz ten zapach gdzieś tam z przeszłości ? 

Obrazy z przeszłości są jak zatrzymane w kadrze: chwile uchwytne, których zapach pozostał niezmienny. To nie tak, że te chwile tylko były: one zdarzają się codziennie. Może właśnie teraz jest ta chwila – sztuką nieocenioną jest zdać sobie z tego sprawę, że cały czas piszemy dalszy ciąg historii o nas samych.

W teraźniejszości doceniam to co najważniejsze: ludzi, którzy wokoło mnie. Ich krąg celowo niewielki aczkolwiek nad wymiar wartościowy. To dla nich i dzięki nim sens jest pisać historii ciąg dalszy.

Dzisiaj tak wiele lat później uśmiecham się nadal, może nie tak często ale staram się doceniać chwile, które przynosi życie. Polecam szczerze.